Chords może być Wam znany z wydanego w 2003 roku solowego debiutu. Otwarci na inne gatunki i muzykę w nieznanym (tak podejrzewam) języku mogą zaś kojarzyć go z członkostwa w wykonującej reggae, w rodzimym dla niego - szwedzkim języku, grupie Helt Off.
Na drugi solowy drop rapera zmuszeni byliśmy czekać aż 5 lat. Po części wynagradza to fakt, że album nie zawodzi ani przez chwilę. 'Things We Do For Things' to 15 tracków świeżego, skandynawskiego hip-hop'u z domieszką r'n'b i reggae. Domieszką umilającą słuchanie płyty, co nie zdarza się zbyt często przy takich mixach. Odchyły w stronę innych gatunków wykazują wszechstronność rapera. Nie porzuca on jednak nawet na chwilę podstawowej formuły dobrego rap albumu. Po prostu dodaje do niej trochę oryginalnego brzmienia.
Podkłady na płycie to zbudowane głównie na elektronicznych lounge'owych klawiszach, miejscami z instrumentalnymi partiami - melodyjne kompozycje, które wprowadzają w wyluzowany, leniwy nastrój.
Oryginalny i przyjemny wokal, pozytywne, składające się z przemyśleń teksty i przyjemna atmosfera aż pchają w rękę lolka i sadzają na bujany fotel w słuchawkach. Dając nam niesamowicie przyjemną forme spędzenia wieczoru. Ewentualnie możemy skreślić fotel czy lolka.
Diamond District to skład założony przez niesamowicie utalentowanego producenta / mc z Waszyngtonu - Oddisee. Długo oczekiwany 'In The Ruff' - już jest. Jako że nie wrzucam słabych (dla mnie przynajmniej) krążków - możesz się domyślić, ze nie zawodzi oczekiwań.
Płyta to podróż do przeszłości organizowana przez renomowane biuro podróży. Oddisee, który wyprodukował większość traków zadbał o komfort zwiedzających, a towarzyszący mu na majkach X.O. i YU umilają podróż solidnym dzierżeniem bitów z pomocą bystrych, ulicznych tekstów. Kojarzący Oddisee, domyślają się pewnie, że fenomenem jest tutaj produkcja. Boombapowe bity z mocnymi elektronicznymi liniami basowymi idealnie cofają słuchacza w środek lat 90'.
Oryginalne - jak na pompowane dzisiaj standardy - brzmienie gwarantuje satysfakcję, każdemu tęskniącemu za szorskim i chłodnym wydźwiękiem produkcji, który gdzieś przez te kilkanaście lat zaginął.
Pod niezbyt zachęcającą nazwą składu kryją się takie postacie jak JustMe, Cas Metah, Theory Hazit, Wonder Brown i Mouth Warren. Żaden z nich raczej fejmem nie jest, ale czy trzeba być sławnym by nagrać dobrą płytę? Wręcz przeciwnie raczej. Brak rozpoznania zazwyczaj zwiększa szansę na sukces w tej kwestii. Bazgrzący idioci wydali cd będące miksem bystrych punchline'ów i tekstów o pozytywnym zabarwieniu. Wszystko tutaj - już raczej dane było nam usłyszeć, ale solidnie pojechane zwrotki i bity, pozwalają przymknąć oko na lekką wtórność warstwy lirycznej.
Podkłady to fundament płyty - aspekt sprawiający, że robi mi się cieplej trochę na jej myśl. Bity to fenomenalny pokaz umiejętności producenckich. Utrzymane w spokojnym, jazzowym klimacie, pełne wokalnych sampli z vintage'owych kawałków, nasycone wyrafinowanym, miejskim vibem. Coś pięknego. Wersja instrumentalna albumu hula u mnie prawie tak często jak sam album, a zdarza mi się to naprawdę rzadko. Dodam, że w produkcji dwóch kawałków maczali palce członkowie Cunninlynguists.
'The Have Nots' to debiut w klasycznym stylu. Debiut, który powinien leżeć na Twoim dysku już w 07'. Zaufaj mi i nadrób zaległości. Jeśli jestem mało przekonujący to uwierz Masta Ace'owi, który na swoim featuringu leci tak: “Scribbling Idiots, this is real hip-hop over here!”. Czarni się znają przecież.
Weerd Scienceto grupa, o której nie miałem zielonego, czerwonego ani jak już pewnie się domyślasz niebieskiego pojęcia, sprawdzając jej twórczośc. Pierwszy raz w życiu niewiedza przyniosła mi coś innego niż sztukę w szkolnym dzienniku. Przypisuję wszystkie honory niewiedzy, bo gdybym wiedział wcześniej o składzie to co mam zamiar za sekundę opisać - nie dotknąłbym longpleja patykiem.
Weerd Science to projekt Josha Epparda, perkusisty Coheed and Cambria - emo rock'owego składu. Nieoficjalnie emo, ale emo. Płyta wyszła w labelu właśnie tego zgrupowania. Zniechęceni? Niepotrzebnie.
Friend and Nervous Breakdown to porcja hardcore rapu z półki, której raczej nie sięgnąłby Danny DeVito. Teksty grają tutaj pierwszoplanową rolę - są kontrowersyjne i ociekające wkurwieniem. Flow rapera jest zadziwiająco dobre i to nie 'jak na...', bo ogólnie kolesia słucha się naprawdę przyjemnie. Bity nie są mocną stroną płyty, ale można nazwać je zadowalającymi ze względu na zazwyczaj idealnie pasujący klimat.
Jeżeli jesteś fanem raw rapsów, ta płyta to definitywny should have. Jeżeli nie - jest to krążek godny przesłuchania. Z pewnością zapadający w pamieć ze względu na wszechobecną kontrowersję, za przykład podam refren w styluCee-Lo na 'Girl, your Baby's worm food', który leci tak - 'If you really knocked up by my homie, ima punch you in the stomach. Ho.' Dla mnie hardkor pełnym ryjem.
Zastanawiałem się recenzji czego podjąć się najpierw. Na rynek muzyczny weszły dwie, bezapelacyjnie bardzo wyczekiwane produkcje - Cunninlynguists i nowy krażęk Floridy.
Suchy żarcik taki. Jeżeli jeszcze raz usłyszę gdzieś 'Right Round' Floridy - zacznę szukać najbliższego mostu z pomocą Google Maps.
Jakkolwiek, Cunninlynguists - legendarny, undegroundowy skład z południa - części ameryki kojarzonej głównie z metalowymi zębami, cykającymi bitami i tekstami o brudnych zamiataniach. Skład z dorobkiem artystycznym tak bogatym, że ciężko znaleźć fana niezależnego rapu nie zacierającego rąk na myśl o nowym longplayu. Ja zawiodłem się trochę po zobaczeniu tracklisty - wygląda to jak jakiś mixtape - live, remixy, kawałki ludzi spoza składu. Po dosyć nierównym 'Dirty Acres' oczekiwałem czegoś grubego. Oszołomienia jakie doznać było mi dane po pierwszym odsłuchaniu 'Piece of Strange' na przykład. Nie zlepki odrzutów i remixów.
Sceptyczne nastawienie podarowało mi niespodziewany zachwyt. Bity Kno, bo cała magia składu pochodzi właśnie od nich - po raz kolejny otwierają usta. Zrozumiałem po co te remixy, gdy usłyszałem produkcję i cuty na remixie 'Dance for me'. Nie wpadłbym na to, że ten kawałek mógłby być lepszy, ale po prostu jest. Remix K.K.K.Y. zaś - ten sam miażdżący bit, nowe zwrotki i refren - prezent na Wielkanoc specjalnie dla mnie, bo po usłyszeniu oryginalnej wersji zastanawiałem się - czemu kurwa to jest takie krótkie? Live najbardziej znanego chyba kawałka Cunnin'ów - 'Lynguistics' jest dowodem na to, że skład daje naprawdę zajebiste koncerty. Dowodem raczej zbędnym, ale nie czepiam się już, bo to zaledwie minuta i trzydzieści sekund.
'Dont Leave Me' - jeden z singli, z występem gościnnym Slug'a z Atmosphere to jeden z lepszych utworów jakie dane mi było słyszeć od nie wiem kiedy. Nostalgiczna tematyka i zbudowany przez Kno klimat utworu są dla mnie, nie boję się użyć słowa, o którym nie mam pojęcia - sztuką. Najbardziej wyczekiwanym featuringiem było dla mnie połączenie sił Cunnin'ów z Looptroop'ami i Hilltop'ami - lekki zawód, bo utwór przyjemny, ale nie tego się spodziewałem po tak zwiastującym pierdolnięcie collabo. Niestety wyszedł utwór, który nazwałbym fan remixem, gdybym nie wiedział, że jest oficjalny.
Ogółem rzecz biorąc płyta chociaż nie jest perfekcyjna to w piersiach fana grupy luźno zapiera dech. Klimat cedeka, chociaż trochę ponury i refleksyjny nie odpycha, a wręcz przyciąga, znowu - jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o Kno. Widać progres Cunnin'ów. Może nie jest to progres, ale na pewno nie stanie w miejscu. Grupa idzie do przodu swoją drogą, kontynuując dziwną, jak na trendy w gatunku - podróż. Czekam na vol. 2.
Traklista:
Departure (Intro)
Nothing but Strangeness feat. Looptroop Rockers & Hilltop Hoods
Lynguistics (Live in Stockholm)
Move
Inverse - Spark My Soul feat. Substantial
Never Come Down (The Brownie Song)
Hypnotized feat. PackFM & Club Dub
Dance for Me (Remix)
Mr. SOS - Die for You
White Guy Mind Tricks
Georgia (Remix) feat. Killer Mike & Khujo Goodie
KKY Remix feat. Skinny DeVille & Fishcales
Don’t leave Me (When Winter comes) feat. Slug of Atmosphere