Prop jest ze Szwecji, co niesie ze sobą featy filarów ich sceny - Promoe i Supersci, z amerykańskiej sceny zaś mamy występ Masta Ace'a.
Płyta to trotyl, dynamit i każdy inny związek chemiczny mający coś wspólnego z wybuchem. Flow szweda zachwyca, bity mają pierdolnięcie, a teksty sa dobre. Ciężko się do czegoś przyjebać.
Polecam też płytę z 2007 'Garbage Pail Kid' (tutaj link), bo nie mogłem się zdecydować, która z nich wrzucić. Wybrałem tą z ładniejszą okładką. W sumie to 'bardziej wyjściowy' pasuje tu bardziej niż 'ładny', bo obie są ohydne.
Zastanawia mnie czy to, że kultura hip-hopowa nie uległa trendowi 'indie is the new cool' jest rzeczą dobrą czy wręcz przeciwnie. W praktycznie wszystkich subkulturach ta teza jest jak najbardziej aktualna - mniemam, że im mniej znany jest norweski black metal lecący z dokupionych do ipoda słuchawek (bo białe były :/) tym więcej mroku nosi w sobie słuchacz, a im mniej znany jest zespół indie rockowy tym większe propsy zbierzesz u indie girls z Twojej listy kontaktów.
Z jednej strony myślę, że to dobrze, bo ze względu na to, że koleś ubrany od góry do dołu w ciuchy Stoprocent patrząc na moją playlistę pyta 'czego Ty kurwa słuchasz?' to to wszystko jest jakby prawdziwsze i nie zachodzi precedens ludzi siedzących w tym na pokaz, podążając za trendem. Boje się nawet myśleć jak wyglądałyby hip-hopowe wersje indie dzieciaków, bo oryginalni swoimi koszulkami Crystal Castles i nieodłącznym gadżetem - kubkiem ze Starbucksa - przerażają mnie wystarczająco.
Z drugiej strony zaś brak jakiegokolwiek zainteresowania niezależną częścią sceny jest osobistą tragedią zaangażowanych w nią artystów. Niezrozumiałym jest dla mnie jak The Let Go po wyrzuceniu na światło dzienne tak perfekcyjnego materiału jak 'Tomorrow Handless That' ma na laście 500 słuchaczy. 500 kurwa!
Przepraszam za ten przesadzony wstęp pełen produktów kontemplacji i przemyśleń sfrustrowanego słuchacza, ale ujarany jestem i nie moja wina. Przejdę już do sedna, czyli do materiału prezentowanego na krążku grupy z Seattle.
14 kawałków, 2 mc, 1 producent i wielki kurwa zachwyt - tak wyglądałaby gra w skojarzenia, której tematem przewodnim byłby The Let Go. Krążek to powiew świeżego powietrza. Nie. Powiew to chyba złe słowo, ten krążek jest przeciągiem trzaskającym drzwiami w domu wszystkich zajaranych klasycznie brzmiącym hip-hop'em. Łącząc błyskotliwe, często sarkastyczne i bogate w punche teksty, czasem śpiewane, a zawsze chwytliwe refreny, pełną duszy i pasji boom-bap'ową produkcję, i featuringi moich ulubionych artystów sprawiasz, że jaram się jak hotel socjalny w Kamieniu Pomorskim, co jest nota bene osiągnieciem. Polecam krążek bardzo, mma panowie mma.
Shameless to pochodzący z Londynu mc, który pierwszą popularność zyskał dzięki dobrze przyjętemu nawinięciu pod podkład z 'When the Sun Goes Down' Arctic'ów, potem po kilku udanych występach gościnnych można powiedzieć, że zadomowił się na angielskiej scenie i rozbudził oczekiwanie na długogrający debiut.
Przyznam się, że wszystkie te informacje przeczytałem w jakiejś jego biografii. Już po przesłuchaniu płyty, na którą trafiłem czystym przypadkiem, bo mimo wielkiego zajarania angielskim akcentowaniem to nie znam się ani trochę na ich scenie. Jestem wręcz uprzedzony do niej przez dyskotekowe podkłady i nierówne nawijanie pod nie.
'Smokers Die Younger' powyższe nie dotyczy. Jest to klasyczny, stary, dobry hip-hop. LP to zbiór fantastycznie dobranych pętli z guest appearance'mi dobrze dopasowanych wokalnych sampli. Pętle te okraszone dobrymi tekstami nawijanymi charyzmatycznym, silnym i nie pozbawionym angielskiego akcentu głosem tworzą naprawdę mocny materiał.
Różnorodność jest wielkim atutem albumu. Zmiany nastroju zaskakują jak polska jesień '09: imprezowe petardy jak najżywszy na albumie 'No Hats No Trainers' czy wrzucony niżej 'Start Moving' leżą obok nawiniętego koło nostalgicznego pianinka, przygnębiającego storytellingu w 'Die Young', który wraz z lekko rock'owym 'Get Away' jest moim faworytem z cd'ka.
Podsumowując to nie chce mi się podsumowywać, ale ogarniacie chyba, że polecam mocno, chociażby po tym jak się rozpisałem.
Wywodzący się z Philly, dwuosobowy skład - został zauważony przez szersze grono słuchaczy dzięki promocji ze strony Pretty Much Amazing!, czyli witryny odpowiedzialnej między innymi za wypromowanie The Cool Kids. Słyszałem porównania Chiddy Bang właśnie do nich - nie są one max trafione, ale mogą łatwo zobrazować twórczość grupy przed jej ogarnięciem.
Droga, którą obrali jest dosyć nietypowa - poza rapowaniem zajmują się oni samplingiem, ale samplingiem raczej niespotykanym. Chłopaki z Chiddy w swoich kawałkach remixują i samplują najpopularniejsze hity z gatunków indie pop'u i electro. 'Kids' na samplach z kawałka MGMT o tym samym tytule to murowany blow up.
Poza MGMT przewija się francuska artystka Yelle, Radiohead czy Passion Pit. Każdy awangardowiec na widok tych nazw rzuci się na twórczość Chiddy. Biorąc pod uwagę popularność opisywanych gatunków i ilość ich odbiorców - myślę, że Chiddy Bang ma przed sobą przyszłość w światłach reflektorów.
Podsumowując to jaram się jak pojebany. Chociaż nie wydali oni nic oficjalnego to pozbierałem wszystkie pojedyńcze kawałki (dostępne za darmo w internecie) w jeden .rar i polecam kliknięcie download w chuj bardzo i mocniej.