Z jednej strony myślę, że to dobrze, bo ze względu na to, że koleś ubrany od góry do dołu w ciuchy Stoprocent patrząc na moją playlistę pyta 'czego Ty kurwa słuchasz?' to to wszystko jest jakby prawdziwsze i nie zachodzi precedens ludzi siedzących w tym na pokaz, podążając za trendem. Boje się nawet myśleć jak wyglądałyby hip-hopowe wersje indie dzieciaków, bo oryginalni swoimi koszulkami Crystal Castles i nieodłącznym gadżetem - kubkiem ze Starbucksa - przerażają mnie wystarczająco.
Z drugiej strony zaś brak jakiegokolwiek zainteresowania niezależną częścią sceny jest osobistą tragedią zaangażowanych w nią artystów. Niezrozumiałym jest dla mnie jak The Let Go po wyrzuceniu na światło dzienne tak perfekcyjnego materiału jak 'Tomorrow Handless That' ma na laście 500 słuchaczy. 500 kurwa!
Przepraszam za ten przesadzony wstęp pełen produktów kontemplacji i przemyśleń sfrustrowanego słuchacza, ale ujarany jestem i nie moja wina. Przejdę już do sedna, czyli do materiału prezentowanego na krążku grupy z Seattle.
14 kawałków, 2 mc, 1 producent i wielki kurwa zachwyt - tak wyglądałaby gra w skojarzenia, której tematem przewodnim byłby The Let Go. Krążek to powiew świeżego powietrza. Nie. Powiew to chyba złe słowo, ten krążek jest przeciągiem trzaskającym drzwiami w domu wszystkich zajaranych klasycznie brzmiącym hip-hop'em. Łącząc błyskotliwe, często sarkastyczne i bogate w punche teksty, czasem śpiewane, a zawsze chwytliwe refreny, pełną duszy i pasji boom-bap'ową produkcję, i featuringi moich ulubionych artystów sprawiasz, że jaram się jak hotel socjalny w Kamieniu Pomorskim, co jest nota bene osiągnieciem.
Polecam krążek bardzo, mma panowie mma.
Traklista:
- Turning On You
- Sun Don't Shine
- We Never Talk
- Searching for Sun feat Grieves
- Standing Back
- No Difference feat Mac Lethal
- Sponsor Words
- Live Life Like a Western feat Symmetry
- Booty Fiend
- Party Crashers feat Louis Logic
- Moodswing
- No I Don’t feat Josh Martinez
- Easy Road
- Desolation
Ja słuchacz indie elektroniki , gej rapów i 8-bitowych krzyczących produkcji typu Crystal Castles, nie zapierdalam w rurkach i kolorowych t-shirtach ,a w weekend lubie komuś dać w papę wychodząc z klubu. Jestem ultra indie czy może ultra pojebanym schizofremikiem? ;<
OdpowiedzUsuńDobra płytka , eloł.
a i analfabetą też jeste chyba
OdpowiedzUsuńhm, oryginalny jesteś, pjona ;>
OdpowiedzUsuńdobry rap, strasznie sie jaralem ta plyta w poprzednim roku. pozdro
OdpowiedzUsuńziółko lepsze niż piwko
OdpowiedzUsuńale od rapu lepsze jest disco
O, Rapofilia wrocila - dobrze, ze jestes, bo juz nie mialem co sluchac :)
OdpowiedzUsuńJanusz, jaki masz nick na lascie??
OdpowiedzUsuń